Zaraz za ogrodzeniem podwórka zaczynała się strefa dzikości. Na czym ona polegała? Nie umiem tego dokładnie nazwać, ale to się czuło intuicyjnie. Dzikość nawiewała ze starych, przedwiecznych, zapomnianych cmentarzysk. Z ugorów, pastwisk i wzgórz, przez które szli kiedyś Tatarzy. Krzyki przerażonych ludzi słychać było czasami w gwizdach wiatru, wiejącego z Góry Zawinnicy.