Nasza wieś, Pełczyska, leżała kiedyś na ważnym trakcie handlowym łączącym Kraków, Wiślicę i Sandomierz z Kijowem. Przechodził też przez nią szlak religijny św. Jakuba Apostoła. Nic dziwnego, że dla pielgrzymów postawiono austerię, której opis znajduje się w Księdze Hipotecznej z 1832 r. w Archiwum Państwowym w Pińczowie. Oto on: „Austeria czyli karczma we wsi pod kościołem, murowana, słomą pokryta. Z kominem nad dach wywiedzionym, murowanym, z drabiną na dachu, bez stajni (była dawniej, ale się słyszy: dawniej się spaliła – tylko znaki są: filarki murowane); z sienią wielką. 2-ma izbami i komorą, z oknami szklanymi – piecem – wrotami składanymi i z drzwiami z okuciem żelaznym, powałą bez podłogi, izba jedna obrana na chlew”. Obecnie w miejscu austerii stoi figura św. Floriana.

Figura św. Floriana na miejscu dawnej austerii

Poza tym w naszej wsi znajdowały się kiedyś: szpital dla ubogich, szkoła początkowa, dworska kuźnia, młyn wodny i browar i gorzelnia wyrabiająca wódkę sprzedawaną w austerii. Wokół dworu rozciągał się ogród warzywny, staw rybny i wielki sad, który rósł jeszcze w czasie mojego dzieciństwie. Dwa gołębniki, jeden duży na słupie, jak w Soplicowie, w „Panu Tadeuszu”, ale już śladu po nim nie było. Nasza okolica przestała być szlakiem handlowym i religijnym. Inne drogi stały się ważne. Po zdobyciu Wiślicy, król Łokietek opanował Kraków. W Wiślicy odbywały się zjazdy rycerstwa polskiego, a dziś to małe miasteczko, w którym tylko nadal błyszczy kolegiata ufundowana przez Kazimierza Wielkiego.

Nagrobek Józefa Libiszowskiego na cmentarzu w Pełczyskach

Ostatni właściciel majątku w Pełczyskach, Józef Libiszowski, zmarł w 1949 r. Na „resztówce”, którą stanowił sad, gospodarował już w PRL-u jego bratanek, Jerzy Libiszowski. Niektórzy mówili o nim jeszcze „dziedzic”. Zimą mieszkał w Kielcach, a w sezonie letnim i jesiennym wynajmował pokój u jednego z gospodarzy i zbierał owoce w swoim sadzie, które później sprzedawał.

Mama lubiła mnie zabierać ze sobą, kiedy miała coś załatwić. Pamiętam wyprawy do krawcowej i pogaduszki pań czekających na pobranie miary. W Złotej bywaliśmy u państwa Kalafarskich. Był tam pięknie wysprzątany dom, a mnie zawsze intrygował stos poduszek, jedna na drugiej, jakie leżały na zasłanym łóżku. Na ścianach święte obrazy. Dostawałem smaczne ciasto domowej roboty. a panie słuchały audycji „W Jezioranach”. Pan Kalafarski opowiadał o swoich wyczynach partyzanckich.

Kiedy przeprowadziliśmy się do Pełczysk, w niedzielne popołudnia zachodziłem z mamą do sadu pana Jerzego, na jabłka i śliwki. Był bardzo grzecznym, światowym człowiekiem. Mama chętnie z nim rozmawiała, bo z przekonań była antykomunistką, więc dobrze dogadywała się z byłym ziemianinem. Jeszcze jako panna, nauczycielka w szkole w Kocinie, odmówiła spisywania dzieci idących na mszę do kościoła, a takie było polecenie władz. Miała z tego powodu różne przykrości.

Dworu już nie było, został rozebrany. Pan Libiszowski opowiadał o swoim przedwojennym życiu we dworze, o podróżach za granicę, o przyjaźni z generałem Bolesławem Wieniawą Długoszowskim, z którym byli obaj jednego herbu – Wieniawa. Byłem wtedy jeszcze dzieckiem i bardziej mnie interesowało buszować po olbrzymim sadzie, niż przysłuchiwać się rozmowom dorosłych. We wsi plotkowano, o czym dowiedziałem się później, o romansach „dziedzica”. Podobno był bardzo kochliwy. Nie wiem, czy to prawda, może to żarty albo złośliwości, ale zapisuję, co słyszałem.

W sadzie pana Libiszowskiego przed wojną znaleziono starożytne monety należące do Celtów, którzy tu mieli przed wiekami swoją osadę. Dokładne poszukiwania archeologiczne rozpoczęto dużo później, bo dopiero od roku 2000. Część wykopalisk znajdowała się na polu mojego szkolnego kolegi, Staszka Lumera.

Wykopaliska w Pełczyskach z lotu ptaka

Wracaliśmy z mamą z sadu pana Libiszowskiego obładowani jabłkami i śliwkami. Mama była pod wrażeniem jego opowieści o dawnym świecie, przyjęciach i podróżach. O życiu we dworze, po którym pozostało trochę gruzów za stodołą nowego domu Bogusia Zmarzłego i olbrzymi, rozłożysty kasztan, pod którym przesiadywali niegdyś mieszkańcy dworu. Wracając odwiedzaliśmy ocalałe figury przydrożne: św. Jana Nepomucena nad strugą, św. Floriana niedaleko remizy i dawnej austerii oraz Chrystusa Frasobliwego na wzgórzu pod kościołem, blisko szkoły i zarazem naszego domu.

****

W nagłówku miejsce gdzie kiedyś stał dwór ; fot. Ryszard Sobieraj

Figura św. Floriana i nagrobek fot. Ryszard Sobieraj

Wykopaliska – przedruk z „Mozaiki powiatu pińczowskiego” t. 11, Kielce 2010