Page 2 of 3

18. Pan Bolek, nauczyciel

Pan Bolek, nauczyciel wuefu i prac ręcznych, był niewysokim mężczyzną koło trzydziestki. Lepiej z nim było nie zadzierać, o czym najlepiej wiedzieli bywalcy zabaw niedzielnych i wesel. Potrafił się bić, a swoje braki fizyczne, niski wzrost i krótszą lewą rękę, wynagradzał szybkością i sprytem. Miał kumpli w całym powiecie. Kolegował się z pełczyską kawalerką i wystawał z nimi co niedzielę przed kościołem. Znał wszystkie panny i wdowy w okolicy. Ubierał się w ciemne garnitury i zawsze wypastowane półbuty, noszone nawet zimą, bo taki był szyk kawalerski.

Więcej…

17. Odwiedziny Jerzyka

 Na zabawach wieczornych, podczas spotkań z chłopakami, paliliśmy papierosy, które ukrywaliśmy w dłoniach, żeby ktoś z dorosłych z daleka nie zauważył ogników. Udawałem tylko, że się zaciągam. Koledzy śledzili mnie podejrzliwie, a ja trzymałem przez dłuższą chwilę dym w ustach, żeby nabrał ciemnej barwy, a później wypuszczałem cienkim strumyczkiem, układając wargi jak do pocałunku.

Więcej…

16. Strefa dzikości

Zaraz za ogrodzeniem podwórka zaczynała się strefa dzikości. Na czym ona polegała? Nie umiem tego dokładnie nazwać, ale to się czuło intuicyjnie. Dzikość nawiewała ze starych, przedwiecznych, zapomnianych cmentarzysk. Z ugorów, pastwisk i wzgórz, przez które szli kiedyś Tatarzy. Krzyki przerażonych ludzi słychać było czasami w gwizdach wiatru, wiejącego z Góry Zawinnicy.

Więcej…

15. Doktor i stomatolożka

Doktor Wartak, lekarz z Gminnego Ośrodka Zdrowia w Złotej, był młodym człowiekiem, kawalerem. Z moimi rodzicami żył w przyjaźni i stołował się u nas. Podczas posiłków próbował mnie namówić na wyścigi, kto pierwszy zje zupę pomidorową, bo ja byłem niejadkiem. A doktor był znanym w powiecie sportowcem, który na łąkach trenował bieganie, ścigając się z naszą poczciwą kolejką wąskotorową. Potem startował w zawodach chodu sportowego i miał na swoim koncie wiele sukcesów. O ciuchci krążyła anegdota, że na zakrętach pasażerowie wysiadają i zbierają grzyby, a później do niej bez pośpiechu wsiadają.

Więcej…

14. Ludzie i szerszenie

Zawsze mnie przerażało, że musimy zabijać zwierzęta, aby samemu mieć co jeść. W latach przedszkolnych, które spędziłem w Złotej, mieszkaliśmy naprzeciw punktu skupu zwierząt. Siedziałem przy oknie w kuchni i widziałem jak gospodarze przywożą świnie i krowy przeznaczone na rzeź. Później zwierzęta trzymano w drewnianych zagrodach-labiryntach przy stacji kolejowej, a następnie ładowano do wagonów. Już od dziecka byłem świadkiem rzezi zwierząt.

Więcej…

14. Ludzie i szerszenie

Zawsze mnie przerażało, że musimy zabijać zwierzęta, aby samemu mieć co jeść. W latach przedszkolnych, które spędziłem w Złotej, mieszkaliśmy naprzeciw punktu skupu zwierząt. Siedziałem przy oknie w kuchni i widziałem jak gospodarze przywożą świnie i krowy przeznaczone na rzeź. Później zwierzęta trzymano w drewnianych zagrodach-labiryntach przy stacji kolejowej, a następnie ładowano do wagonów. Już od dziecka byłem świadkiem rzezi zwierząt.

Więcej…

13. Dom nad Wisłą

Mama pochodziła z Kraśniowa, małej wioski leżącej nad Wisłą, niedaleko Opatowca. Woda często wychodziła z brzegów, zalewała dom i zabudowania gospodarcze. Wisła niosła ludzki dobytek, zdechłe zwierzęta, a raz nawet mama opowiadała, że widziała psa płynącego na dachu budy, do której był przywiązany łańcuchem.

Więcej…

12. Bombardowanie Pełczysk

Kiedy upał pulsował w skroniach, w klasach panował kamienny, ożywczy chłód. Na parapetach leżały martwe muchy, paprotki i pelargonie wyglądały przez okno, na ogródek, w którym schylały główki bratki, lwie paszcze i nieśmiertelniki.

Gąbka przy tablicy wyschła, jak stara nauczycielka, ze śladami pudru. Na ścianie wisiała wielka mapa Europy. Patrzyłem na maleńką Polskę przycupniętą u boku olbrzymiego, czerwonego Związku Radzieckiego. Z portretu na ścianie uśmiechał się dobrotliwie Władysław Gomułka.

Więcej…

11. Mama bohaterka

Mama ciągle była zajęta pracą, a to w domu, a to w ogródku albo przy kurach na podwórzu. Codziennie na stolnicy wyrabiała ciasto na domowy makaron, sypała mąkę, formowała ją na kształt góry wulkanicznej, do otworu wlewała trochę wody i wbijała jajka. Potem wyrabiała ciasto, wałkowała je cienko, a na koniec kroiła ostrym nożem na drobniutkie niteczki. Od tego krojenia miała kilka starych blizn na palcach.

Więcej…

10. Nasze szkoły

Kochaliśmy naszą starą szkołę, której rodowód sięgał bardzo daleko w przeszłość, gdzieś w okolice powstania listopadowego. Starych klas było tylko dwie i do tego mieszkanie nauczyciela, składające się z kuchni i dwóch pokojów, chociaż jeden był także częścią biblioteki i magazynem na pomoce szkolne. W połowie lat trzydziestych, przed wybuchem drugiej wojny światowej, szkołę rozbudowano, dodając szatnię, pokój nauczycielski i dwie klasy. Ta dobudowana część była znacznie wyższa, bo stara już zapadła się pod ziemię.

Więcej…

« Older posts Newer posts »

© 2023 Latarnia Umarłych na Ponidziu

Theme by Anders NorenUp ↑